
Odłączenie się od siebie. Opuszczenie siebie. Znasz ten stan? Może aż za dobrze. A może znasz, ale nie jesteś świadomy że bywa, że Ci towarzyszy? Możesz też być w kontakcie ze sobą, który jest odżywczy i ważny dla Ciebie - to cudownie, delektuj się tą możliwością i doceń, że możesz!
Kiedy opowiadasz tonem jakbyś streszczał nudne lektury szkolne o swoich trudnych doświadczeniach. Kiedy mówisz "było super", mimo że po spotkaniu z kimś musisz odpoczywać i przez kolejnych kilka dni jest Ci ciężej niż zwykle. Kiedy mimo że nie chcesz się uśmiechać, robisz dobrą minę do złej gry, ale i kiedy czujesz się dumny, zadowolony i chciałbyś to dzielić z innymi, a nie dajesz po sobie tego poznać.
Czasami "opuszczanie siebie" to jedyna możliwa ochrona psychologiczna, kiedy cierpienie jest nie do zniesienia. Dysocjacja - mechanizm biologiczny nie wpuszczania informacji o tym co się z Tobą dzieje do świadomego umysłu. Bywa że ratuje nam życie. Dosłowne - fizyczne i psychiczne.
Ale czasami, szczególnie jeśli ratowało nam życie w dzieciństwie, opuszczanie siebie, dysocjacja, zostaje z nami i pojawia się już nie ratując niczego, ale znacząco utrudniając. Uświadomienie sobie tego mechanizmu i jego trwania po wielu latach bywa bardzo bolesne. Jest odkryciem wielkiej samotności. Bycia z dala nie tylko od innych, którzy mieli ochraniać, ale nawet od samego siebie, kiedy najbardziej potrzebowało się nie być samemu. Widzę czasem pracując z osobami dotkniętymi traumą i porusza mnie chwila, gdy z głęboko przeżywanego uświadomienia sobie tego opuszczenia, płynie ogromny bunt. Taki piękny bunt, prosto z trzewi, który mówi "dość", i który jest wyrazem ogromnej i potężnej siły ku życiu, aby iść w kierunku "ja już siebie nie chcę opuszczać". To na prawdę dużo nie chcieć siebie opuszczać.
W filmach o miłości, piosenkach o niej i wyobrażeniach romantyków i romantyczek świata są takie sceny - jedno mówi drugiemu, że go nie opuści, że na zawsze i pomimo wszystko. Jeśli twórca tej sceny umie robić to co robi, jest to dla wielu osób chwila przyjemna, pełna nadziei, dowód miłości, spełnienie. Nie wiem czy filmy i piosenki jakkolwiek da się odnieść do realistycznej wizji świata, w końcu mają nam dawać coś co chcemy dostawać, a realu mamy aż nadto dookoła... Jednak wyobraź sobie taką scenę. Przychodzisz do siebie sprzed 10/20/40 lat. Spotyka się dziecko którym byłeś i Ty teraz - dorosły. Poznają się, lubią, rozumieją bardzo dobrze, bo łączy ich coś ważnego. I oboje na wzajem mówią sobie w ważnej dla siebie chwili: "Ja Ciebie nigdy nie opuszczę". Co Ci ta scena robi? Jest wzruszająca, zabawna, głupawa, straszna, podejrzana, niemożliwa, upragniona, wesoła, smutna, poruszająca, napinająca, jakaś dziwna? A może zupełnie nie możesz sobie wyobrazić siebie i jeszcze tego, że niby Ty z teraz miałbyś rozumieć tego kogoś z kiedyś kim dawno już według siebie nie jesteś.
Co Ci robi i gdzie prowadzi bycie ze zdaniem "Nie opuszczę się", takim podobnym, a tak różnym, jak te upragnione w historiach miłosnych deklaracje "Nie opuszczę Cię".
Życzę Ci dobrego bycia ze sobą. W trakcie kolorowania i po prostu. Z czymkolwiek co przyjdzie ze środka i z zewnątrz.