
"Na skrzydłach do siebie lecę" - czyli gdzie i jak?
Ja Ci nie powiem. Ja tylko wiem że czasami widzę, jak ktoś pozwala sobie złapać ciepły front i szybować daleko na skrzydłach, a czasami widzę, jak ktoś miałby ogromne skrzydła gdyby się nie bał, że akurat te konkretne skrzydła są zepsute. A są piękne i bezpieczne, tyle że bywa że nieakceptowane np przez rodzinę. Widziałam też nie raz, jak delikatne i niby przezroczyste skrzydełka w które po prostu uwierzono i doceniono, niosły kogoś bardzo daleko.
Dziś pomyślałam o sławie. Złej sławie złości i złej, może nawet gorszej (!) sławie delikatności, wrażliwości. Wyobrażam sobie, że nie byłoby zupełnie nierealne, aby ktoś wszedł do gabinetu i na pytanie co sprawia, że szuka psychoterapii powiedziałby: "Bo jestem wrażliwy/wrażliwa", albo za cel terapii chciał obrać: "chcę się wcale nie złościć". A jednocześnie chociaż to może tak zwane "inside story" nie jest nierealne, a raczej dość częste, że ktoś nareszcie w psychoterapii te swoją złość, czy wrażliwość odkrywa, zaczyna czuć i wyrażać i dzieją się cuda. Cuda, czyli nagle jakoś lepiej w relacjach, w pracy, a nawet z fizycznym zdrowiem jakoś łatwiej. No jakby leciał, a nie szedł z mozołem ku zdrowiu, a przecież prawie nie mógł iść. I wcale to nie jest magicznie, a po prostu ludzkie - dzieje się to z powodów ściśle fizjologicznych.
Na obrazku są z okazji tej mojej myśli różne skrzydła:
Papierowe, czyli zrobione własnoręcznie z tego co było dane - metafory umiejętności, rozwoju, własnego wyboru. Bo umówmy się na dziś - z jakościami wewnętrznymi jest jak ze skrzydłami. Nie ma łatwo - troszkę trzeba umieć się nimi posługiwać i coś z nich rozumieć, aby móc gdzieś dolecieć. I w życiu dorosłym pozbawiony konkretnego komunikatu wrzask jak u niemowlęcia, który miałby oznaczać "jeść!" nie będzie czymś co pomaga, a przeszkadza. Tylko maluszki mają (powinny mieć!) taki luksus - bycia rozumianym kiedy same siebie nie rozumieją. W dorosłych relacjach to raczej rodzi problemy, prawda? Nie żeby było takie niespotykane... Ale wracając - raczej mała szansa na użycie surowej kartki do lotu. Ale jak trochę się z nią obyć, coś wymyślić, a czegoś się nauczyć - lata jak złoto. Kto puszczał papierowy samolot z 11 pietra wieżowca do dziecka stojącego na dole w obrębie osiedla ten wie ;)
Owada - delikatnego, ale ważnego w ekosystemach całego świata poza obszarami polarnymi. Owady opanowały świat jak żadne inne zwierzę - czyż nie są piękną metaforą wrażliwości - oczywiście sprawiającej że jesteśmy podatni na zranienie, nawet czasem usłyszymy coś niemiłego i poczujemy że jest niemiłe, ale też jedynej jakości, która sprawia, że umiemy być w świecie na prawdę głęboko obecni. I na prawdę tego się nie da osiągnąć bez niej, chociaż można mieć takie złudzenie.
Nietoperza - jak złość w społeczeństwie, uznawanego za krwiopijczą potworę, kiedy jest w sumie ważnym, pożytecznym i wartościowym stworzeniem nie polującym na nikogo prócz owoców. Tak jak złość dąży nie do unicestwienia kogoś, a do zjedzenia ze smakiem owocu szacunku i sensownej relacji. Nie mówiąc o tym jak genialnie nietoperz stawia dość jasne granice rozrastaniu się populacji komarów (mało pożytecznych, choć też ważnych w ekosystemie gdy nie ma ich zbyt wielu) - tak samo jak nasza złość która jest konieczna do stawiania granic temu co nadmierne, trudne, przykre.
No to co? Jakimi skrzydłami dziś do siebie lecisz? I czy każde z tych, które masz łatwo Ci docenić i zaakceptować, czy uważasz że są takie co są lepsze i gorsze?