Współczesna edukacja przedszkolna coraz bardziej skłania się ku inkluzji, a nie tylko integracji. Oznacza to, że wszystkie dzieci – niezależnie od indywidualnych różnic rozwojowych – są w pełni akceptowane jako równoprawni członkowie grupy. Inkluzja nie polega na włączeniu dzieci o różnych potrzebach do tej samej przestrzeni, lecz na stworzeniu środowiska, które aktywnie uwzględnia i szanuje ich unikalne style myślenia, odczuwania oraz komunikacji. Każde dziecko wnosi do grupy coś cennego, a rolą edukacji inkluzyjnej jest stworzenie warunków, w których różnorodność ta staje się zasobem, nie wyzwaniem.
W pracy z nauczycielami bardzo często słyszę, że to niemożliwe. Nie da się w grupie pracować tak, by docenić różnorodność. Zasadniczo dominuje przekonanie, że skuteczna praca w przedszkolu (a także szkole) jest możliwa tylko wówczas, gdy dzieci są w miarę podobne do siebie i mogą realizować wybrane przez nauczyciela aktywności razem, na zbliżonym poziomie.
Jest faktem, że autystyczne i nieautystyczne przedszkolaki różnią się od siebie istotnie. Jest również faktem, że nie da się z obiema tymi grupami pracować identycznie a oczekiwanie, że autystyczne dzieci będą dostosowywać się do nieautystycznej większości to równie niedorzeczny pomysł jak ten, w którym chcielibyśmy dzieci nieautystyczne zmusić do zachowania zgodnego z potrzebami ich rówieśników w spektrum.
Co możemy zatem zrobić? Kluczem jest słowo „potrzeby”. Możemy zrozumieć i zaakceptować różnice w potrzebach rozwojowych, które w obu tych grupach są jednoznaczne. Dla lepszego zrozumienia problemu warto przyjrzeć się zarówno Taksonomii Potrzeb Relacyjnych jak i Teorii Indywidualnych Ścieżek Rozwojowych.